niedziela, 1 marca 2015

Śiwaratri - po raz pierwszy w życiu


Moje pierwsze Śiwaratri, 17-18 lutego 2015

Kilka dni temu przytrafił mi się zupełnie niesamowity uśmiech szczęścia - wzięłam udział w obchodach Śiwaratri w Shree Peetha Nilaya. Przybyłam z USA, a Swamiego spotkałam po raz pierwszy kilka miesięcy temu. Wszystko było dla mnie dość nowe. Sądziłam, że Śiwaratri to zwyczajne wydarzenie, a okazało się być całonocnym niezapomnianym doświadczeniem.


W tym miejscu muszę przyznać, że zawsze trochę mnie przerażał wizerunek Śiwy, jakkolwiek wiedziałam tylko, że był ciemno niebieski, miał owinięte węże wokoło szyi, siedział tam, bez ruchu, na skórze zwierzęcia i niszczył różne rzeczy. To z pewnością dosyć ograniczone wyobrażenie. Co ciekawe moim duchowym imieniem jest Gauri (żona Śiwy), a duchowym imieniem mojego męża jest Śankar (dobroczynny aspekt Śiwy). Z związku z tym wydarzenie to potencjalnie niosło wiele osobistych odniesień, pomimo tego, moja wiedza na ten temat była zawstydzająco niewielka.

Czując, że powinnam się dowiedzieć więcej o naszych imiennikach, dzięki mądrości kilku mieszkańców aśramu w Springen, zdecydowałam się zdobyć trochę podstawowych informacji nie czekając, aż Swami będzie mi wszystko wyjaśniał (jako, że jest znany z tego, że mówi rzeczy w rodzaju: „ ...ale mówiłem wam o tym ostatnio, więc nie będę się powtarzał...” ). Aby nie być pozbawioną ważnych informacji zajrzałam do Just Love 3 Swamiego po to, aby lepiej zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Jest tam kilka rozdziałów poświęconych Śiwaratri, a Swami w nich szczegółowo wyjaśnia znaczenie i symbolikę każdego etapu uroczystości.

Dowiedziałam się, że Śiwaratri jest poświęcone aspektowi Boga odpowiedzialnemu za transformację. Większość ludzi myśli, że Śiwa to ten, który niszczy (trójca Brahma - stwórca, Wisznu - podtrzymujący, Śiwa - niszczący). Zrozumiałam pewien sekret, który kryje on w sobie. Nie jest odpowiedzialny tylko za „koniec”, ale to tylko dzięki niemu jest możliwy nowy początek. Jest odpowiedzialny za transformację i dlatego jest życzliwy, szczodry, zawsze daje.


Dowiedziałam się również, że celem poświęcania całego dnia Śiwie i rozmyślaniu o nim jest to, aby mógł mieć miejsce w nas proces transformacji. A wszystko po to, żeby poddać nasze umysły i rozpuścić ego.

Święto miało trwać całą noc aż do pierwszych promieni słońca następnego ranka. Żeby otrzymać możliwie najlepszy rezultat, należało nie spać i wziąć udział w porannych modlitwach o 5 rano oraz we wszystkich czterech ofiarach do lingamu Śiwy, które rozpoczynały się w regularnych odstępach o godzinie 18, 21 o północy i o 3 nad ranem. A jeśli ktoś nie mógł, to nie ma się czym martwić, otrzymasz korzyść zgodnie z tym na ile MOGŁEŚ wziąć udział. (Podczas całej wizyty tutaj, nie byłam w stanie nie pójść spać po godzinie 10 wieczorem. I doszłam do wniosku, że nie mam szans wytrzymać. I tutaj znów z pomocą przyszła mieszkanka aśramu i zapewniła mnie, że Swami mi pomoże. Doszłam do wniosku, że oznacza to nieprzerwane spożycie kawy i ciastek, i innych rzeczy. Jak mało wiedziałam ...)

Dzień rozpoczął się wcześnie, ale naprawdę wcześnie, bo o 3:30, przynajmniej dla mnie, wstałam, żeby przygotować się do pierwszej ceremonii czyli jagny, która rozpoczynała się o godzinie 5.

Dzień upływał na oczekiwaniu na to, co będzie się działo tego wieczora. Od samego początku od 18 wszystkie ceremonie były interesujące i wnoszące zrozumienie: niemal nieustanne śpiewanie imion Śiwy i pieśni pochwalnych: godziny pudźy, jagni i abhiszekamów; widzieliśmy Swamiego przewodzącego ceremoniom, prowadzącego śpiew; jedliśmy prasad po każdym ofiarowaniu, przemieszczając się z dużej świątyni falami z wielbicielami z całego świata; a co najważniejsze ofiarowaliśmy lingamowi Śiwy - samemu Śiwie, który był umieszczony na samym przedzie pomieszczenia, w sposób świadomy, nasze ego i nasz ograniczony umysł, prosząc o oczyszczenie z naszych ograniczeń.

Podczas trwania nocy odczuwałam coraz bardziej i bardziej, że staję się ... jakby „elastyczna”, to jedyne słowo jakie mi przychodzi do głowy. Czułam się coraz mniej skrępowana, moje zwykłe reakcje na wszystko, co działo się wokoło, nagle znajdowały nowe opcje. Stałam się również bardzo świadoma moich osądów na temat innych ludzi, poczułam jak te osądy stawały się trucizną we mnie (czy to zbieg okoliczności, że Śiwa wypił truciznę, żeby uratować świat?). Rytm modlitw, śpiewanie bhadźanów, ofiary dla Śiwy szczęśliwie zdawały się mieć efekt oczyszczający, który za każdym razem stawał się coraz głębszy.

Mieszkańcy aśramu w Springen oraz goście, którzy zajmowali się sewą, wykonywali wspaniałą pracę. Jak te ilości prasadu nieustannie się pojawiały? Jak i kiedy wszystko było na nowo przygotowane do następnej ceremonii? Jak to możliwe, że pomimo setek osób, przemieszczających się przez pomieszczenia aśramowe przez całą noc było tak czysto? Za kulisami mieszkańcy pracowali szczęśliwie służąc Bogu w jego ziemskich czynnościach, z oddaniem stojąc z tyłu pomieszczenia tak, aby goście mogli zająć jak najlepsze miejsca (Byłam pod wielkim wrażeniem i jestem ogromnie wdzięczna. Ale tutaj nie można nikogo skomplementować, żeby nie usłyszeć natychmiastowej odpowiedzi odwołującej się do łaski Swamiego).

Kiedy zaczęło świtać, okazało się, że mi się udało. I teraz kiedy o tym myślę, dochodzę do wniosku, że to było łatwe. Więc to mieli na myśli mówiąc, że Swami mi pomoże! W naturalny bezwysiłkowy sposób energia płynęła przez całą noc i dała najlepszy możliwy rezultat. Czułam się lekko i inaczej. Jakby coś się przesunęło, ale było to tak głęboko, że nic nie można było zauważyć na powierzchni, przynajmniej jeszcze nie ... jednak czułam w mnie coś nowego.

Śankar i ja poszliśmy spać o 7:30 razem z porannym światłem wpadającym przez okna i zupełnie nowym uznaniem dla Śiwy w naszych sercach. Dziękujemy tobie Shree Peetha Nilaya oraz jesteśmy oczywiście nieskończenie wdzięczni naszemu ukochanemu Gurudźiemu.

- Gauri (wielbicielka z USA)



Ten post - przepiękna relacja z Maha Śiwaratri - to nasz 1000 post na tym blogu. Niech łaska Swamiego nas prowadzi przez kolejne tysiące.


1 komentarze :

Magda pisze...

Bardzo piękna relacja <3