czwartek, 15 stycznia 2015

Śri Swami Vishwananda odwiedza Indie południowe (cz. 2)


Wielu wielbicieli na pielgrzymce ze Śri Swamim Vishwanandą było życzliwych, aby przy małej ilości posiadanego przez nich wolnego czasu, napisać dla nas pisemne relacje z ich przygód w Indiach (grudzień 2014 r.).

Podczas gdy wczoraj czytaliście o wydarzeniach z dnia pierwszego, dzisiaj przedstawiamy relację dnia drugiego z pierwszej ręki od Dimitriego (USA). Dołączymy do tego inną relację od Kadambari (Niemcy) i mnóstwo zdjęć z przygód grupy.

A więc zaczynamy…


Zbudził mnie dźwięk wiatru dmuchającego poprzez drzewa palmowe, gdy wyszedłem na balkon zastałem cudowny widok na ocean indyjski. Po relaksującym poranku i zadomowieniu się w naszym hotelu, spotkaliśmy się jako grupa w hotelowym pokoju do jogi, aby po raz pierwszy zobaczyć Swamidźiego.

Pomimo, że pogoda była upalna, zostaliśmy pobłogosławieni sporadycznymi opadami deszczu, które na kilka orzeźwiających chwil miło splotły się z dosami oraz ćajem, które mieliśmy na śniadanie. Tak więc wszyscy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, na górnym piętrze hotelu, gdzie otrzymaliśmy krótki instruktarz od Yamuny na temat tego, co wolno, a czego nie i tego jak zachowywać się w Indiach – i co ważniejsze, jak zachowywać się w stosunku do Swamiego.

Atmosfera oczekiwania unosiła się w powietrzu i wkrótce zaczęliśmy śpiewać bhadźany oczekując na wielkie wejście Gurudźiego. Oczekiwanie wzrastało i zanim sobie uświadomiliśmy wszyscy staliśmy, a jego pomarańczowa szata pobłogosławiła nasze oczy.

Jakoś w tym momencie mój umysł zaczął bardziej skupiać się na piciu wody z kokosa niż na tym, o czym mówił Swami, jednak spróbuję to sparafrazować najlepiej jak tylko potrafię. „Widzicie”, powiedział, Parasurama (6 z 10 inkarnacji Pana Wisznu) rzucił swój topór i miejscem, gdzie wylądował, była Kerala. Aby zobaczyć dalszą część historii kliknij tutaj.

Pan Parasuram

Następnie historia skupiła na górze, która znajdowała się niedaleko nas i tym, jak ona powstała. "Wiecie Hanuman przenosił górę na Śri Lankę i fragment góry spadł w Kerala, zostawiając po sobie pokaźne bogactwo ziół i owoców."  Następnie mówił o tym, jak różne są tradycje na południu Indii, zwłaszcza w świątyniach.

Minęło szybko kilka godzin i z pełnymi brzuchami oraz pragnieniem zobaczenia pierwszej świątyni podczas naszej wyprawy wyruszyliśmy piechotą do pierwszej z nich. Deszcz zmniejszył się do lekkiej mżawki, a podczas 2 kilometrowego marszu udało nam się przykuć uwagę kilku osób. 40 osób z zachodu idących wzdłuż ulicy, wszyscy w dhoti i sari, wszyscy noszący tilaki, a co niektórzy klaszczący i śpiewający bhadźany - przyszliśmy i ukradliśmy im ich miejscowy styl, wyraz jaki mieli na twarzach zdradzał, że nie wiedzieli co o tym myśleć.

Gdy dotarliśmy do świątyni, zdjęliśmy nasze buty i zaczęliśmy przepychać się w kierunku głównego wejścia. Swami dotarł już na miejsce i wołał nas do świątyni Wisznu.


Różnica w tradycjach była natychmiast zauważalna. Gdy weszliśmy do świątyni wszyscy mężczyźni zostali poproszeni o zdjęcie koszulek, kolejną różnicą było to, że murti Śiwy i Lakszmi Narajany były wszystkie w jednym miejscu i nie miały swoich własnych oddzielnych świątyń.

Podczas gdy wchodziliśmy do środka, koordynatorzy pytali o możliwość zorganizowania pudźy lub abhiszekamu. Okrążyłem murti i poczułem pod swoimi stopami mokry kamień, wciąż starając się pojąć to wszystko i nie do końca wierząc, gdzie byłem.

Tuż po rozpoczęciu pudźy podeszło kilku mężczyzn z bębnami i fletami. Ich niekonwencjonalny sposób bębnienia połączony razem z dźwiękami dzwonów w świątyni, modlitw Swamiego oraz mahamantry śpiewanej przez miejscowe kobiety stojące obok mnie, wywarło bardzo mocne i intensywne doświadczenia w pierwszej świątyni.

Zapach curry w powietrzu, uczucie kumkumu na naszych czołach - przyjechaliśmy i nasza pielgrzymka ze Śri Swamim Vishwanandą się rozpoczęła.

Śri Swami Vishwananda z głową aszramu Dźagatguru Śri Narajana Guru

DZIEŃ 2 - Czwartek w Warkala (region Kerala) - Kadambari

Aszram i pielgrzymka “Śri Narajana Gurudew Dźagathguru”

Drugi dzień powitał nas pochmurnym niebem i lekkim deszczem, nie zatrzymało to jednak niektórych wielbicieli od rozpoczęcia dnia OM Healingiem o godzinie 7:00 w pokoju do jogi w „Oceano Cliff”.

Po orzeźwiającym ajurwedyjskim śniadaniu udaliśmy się dziesięcioma „tuk-tuk-ami" w konwoju na wzgórze, gdzie mieści się powszechnie znane miejsce pielgrzymek oraz aszram Śri Narajany Gurudewy Dźagatguru (1856-1928).

Wzgórze Śiwagiri

Podczas naszej wizyty w aszramie poza tradycyjnym ubiorem świątynnym obowiązywał drobny “kolorowy kodeks ubioru”. Jasno zielone flagi ozdabiały naszą zmotoryzowaną rikszę. Ostatnie dwa kilometry do stóp „Sivagiri Hills” odbyliśmy pieszo. „Om namo narajenaja” śpiewane było przez wszystkich wielbicieli różnych narodowości, podczas gdy stapialiśmy się coraz bardziej w jedną grupę.

Na wstępie zostaliśmy ciepło przyjęci przez Swamich i otrzymaliśmy od nich informacyjny wgląd w filozofię ich guru, której myślą przewodnią było „Jedna kasta – jedna religia – jeden Bóg”.


Następnie zostaliśmy zaproszeni na zdrowy ajurwedyjski lunch, tradycyjnie serwowany na liściach bananowca. Wiele potraw o przeróżnych smakach jedzonych przy pomocy palców prawej ręki, podanych razem z ryżem oraz ciastkami. W Indiach lewa ręka uznawana jest za nieczystą i pozostaje pod stołem.


Na koniec wszyscy dostaliśmy lekcje poprawnego zachowania w stosunku do naszego Gurudźiego. Mieliśmy możliwość odwiedzić duchowego przywódcę aszramu w jego prywatnych pokojach i otrzymać prasad. Gurudew stał blisko starszego Swamiego, przed którym staliśmy wcześniej. Byłam odrobinę zdenerwowana i niepewna jak powinnam się zachowywać. Matadźi przede mną skłoniła się nisko przed Gurudźim, o czym nie pomyślałam. Byłam więc wdzięczna za to przypomnienie i skłoniłam się nisko przed Gurudźim, a następnie w kierunku duchowego przywódcy aszramu.

Na zewnątrz znów stałam przed matadźi, która była przede mną w kolejce i słyszałem Gurudewa, mówiącego stanowczo i czule, że oni nigdy nie kłaniają się przed innym mistrzem, guru, świętym etc. – jedynie przed ich własnym guru. To jest tak, jakby go obrazić, chyba że to Guru poleci nam tak zrobić. Ta wiadomość była bardzo szybko przekazana do uczestników pielgrzymki, wliczając w to mnie i wielu innych. Wszyscy byliśmy szczęśliwi z tej ważnej lekcji, w której następstwie był cudowny satsang ze Swamini Mohini oraz Swamini Kishori po południu na plaży.

0 komentarze :