Wielu wielbicieli na pielgrzymce ze Śri
Swamim Vishwanandą było życzliwych, aby przy małej ilości
posiadanego przez nich wolnego czasu, napisać dla nas pisemne
relacje z ich przygód w Indiach (grudzień 2014 r.).
Podczas gdy wczoraj czytaliście o
wydarzeniach z dnia pierwszego, dzisiaj przedstawiamy relację dnia drugiego z
pierwszej ręki od Dimitriego (USA). Dołączymy do tego inną
relację od Kadambari (Niemcy) i mnóstwo zdjęć z przygód grupy.
Zbudził mnie dźwięk wiatru
dmuchającego poprzez drzewa palmowe, gdy wyszedłem na balkon
zastałem cudowny widok na ocean indyjski. Po relaksującym poranku i
zadomowieniu się w naszym hotelu, spotkaliśmy się jako grupa w
hotelowym pokoju do jogi, aby po raz pierwszy zobaczyć Swamidźiego.
Pomimo, że pogoda była upalna,
zostaliśmy pobłogosławieni sporadycznymi opadami deszczu, które
na kilka orzeźwiających chwil miło splotły się z dosami oraz ćajem, które mieliśmy na śniadanie. Tak więc wszyscy
znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, na górnym piętrze hotelu,
gdzie otrzymaliśmy krótki instruktarz od Yamuny na temat tego, co
wolno, a czego nie i tego jak zachowywać się w Indiach – i co
ważniejsze, jak zachowywać się w stosunku do Swamiego.
Atmosfera oczekiwania unosiła się w
powietrzu i wkrótce zaczęliśmy śpiewać bhadźany oczekując na
wielkie wejście Gurudźiego. Oczekiwanie wzrastało i zanim sobie
uświadomiliśmy wszyscy staliśmy, a jego pomarańczowa szata
pobłogosławiła nasze oczy.
Jakoś w tym momencie mój umysł
zaczął bardziej skupiać się na piciu wody z kokosa niż na tym, o
czym mówił Swami, jednak spróbuję to sparafrazować najlepiej jak
tylko potrafię. „Widzicie”, powiedział, Parasurama (6 z 10
inkarnacji Pana Wisznu) rzucił swój topór i miejscem, gdzie
wylądował, była Kerala. Aby zobaczyć dalszą część historii
kliknij tutaj.
Pan Parasuram
Następnie historia skupiła na górze, która znajdowała się niedaleko nas i tym, jak
ona powstała. "Wiecie Hanuman przenosił górę
na Śri Lankę i fragment góry spadł w Kerala, zostawiając po
sobie pokaźne bogactwo ziół i owoców." Następnie mówił o
tym, jak różne są tradycje na południu Indii,
zwłaszcza w świątyniach.
Minęło szybko kilka godzin i z
pełnymi brzuchami oraz pragnieniem zobaczenia pierwszej świątyni
podczas naszej wyprawy wyruszyliśmy piechotą do pierwszej z nich.
Deszcz zmniejszył się do lekkiej mżawki, a podczas 2 kilometrowego
marszu udało nam się przykuć uwagę kilku osób. 40 osób z
zachodu idących wzdłuż ulicy, wszyscy w dhoti i sari, wszyscy
noszący tilaki, a co niektórzy klaszczący i śpiewający bhadźany
- przyszliśmy i ukradliśmy im ich miejscowy styl, wyraz jaki
mieli na twarzach zdradzał, że nie wiedzieli co o tym myśleć.
Gdy dotarliśmy do świątyni,
zdjęliśmy nasze buty i zaczęliśmy przepychać się w kierunku
głównego wejścia. Swami dotarł już na miejsce i wołał nas do
świątyni Wisznu.
Różnica w tradycjach była
natychmiast zauważalna. Gdy weszliśmy do świątyni wszyscy
mężczyźni zostali poproszeni o zdjęcie koszulek, kolejną
różnicą było to, że murti Śiwy i Lakszmi Narajany były
wszystkie w jednym miejscu i nie miały swoich własnych oddzielnych
świątyń.
Podczas gdy wchodziliśmy do środka,
koordynatorzy pytali o możliwość zorganizowania pudźy lub
abhiszekamu. Okrążyłem murti i poczułem pod swoimi stopami mokry
kamień, wciąż starając się pojąć to wszystko i nie do końca
wierząc, gdzie byłem.
Tuż po rozpoczęciu pudźy podeszło
kilku mężczyzn z bębnami i fletami. Ich niekonwencjonalny sposób
bębnienia połączony razem z dźwiękami dzwonów w świątyni,
modlitw Swamiego oraz mahamantry śpiewanej przez miejscowe kobiety
stojące obok mnie, wywarło bardzo mocne i intensywne doświadczenia
w pierwszej świątyni.
Zapach curry w powietrzu, uczucie kumkumu na naszych czołach - przyjechaliśmy i nasza pielgrzymka ze
Śri Swamim Vishwanandą się rozpoczęła.
Śri Swami Vishwananda z
głową aszramu Dźagatguru Śri Narajana Guru
DZIEŃ 2 - Czwartek w Warkala (region
Kerala) - Kadambari
Aszram i pielgrzymka “Śri Narajana
Gurudew Dźagathguru”
Drugi dzień powitał nas pochmurnym
niebem i lekkim deszczem, nie zatrzymało to jednak niektórych
wielbicieli od rozpoczęcia dnia OM Healingiem o godzinie 7:00 w pokoju do
jogi w „Oceano Cliff”.
Po orzeźwiającym ajurwedyjskim
śniadaniu udaliśmy się dziesięcioma „tuk-tuk-ami" w konwoju na wzgórze, gdzie mieści się
powszechnie znane miejsce pielgrzymek oraz aszram Śri Narajany Gurudewy Dźagatguru (1856-1928).
Wzgórze Śiwagiri
Podczas naszej wizyty w aszramie poza
tradycyjnym ubiorem świątynnym obowiązywał drobny “kolorowy
kodeks ubioru”. Jasno zielone flagi ozdabiały naszą zmotoryzowaną rikszę. Ostatnie dwa kilometry do stóp „Sivagiri Hills” odbyliśmy pieszo. „Om namo narajenaja” śpiewane
było przez wszystkich wielbicieli różnych narodowości, podczas gdy
stapialiśmy się coraz bardziej w jedną grupę.
Na wstępie zostaliśmy ciepło
przyjęci przez Swamich i otrzymaliśmy od nich informacyjny wgląd w
filozofię ich guru, której myślą przewodnią było „Jedna kasta – jedna
religia – jeden Bóg”.
Następnie zostaliśmy zaproszeni na
zdrowy ajurwedyjski lunch, tradycyjnie serwowany na liściach
bananowca. Wiele potraw o przeróżnych smakach jedzonych przy
pomocy palców prawej ręki, podanych razem z ryżem oraz ciastkami.
W Indiach lewa ręka uznawana jest za nieczystą i pozostaje pod
stołem.
Na koniec wszyscy dostaliśmy lekcje
poprawnego zachowania w stosunku do naszego Gurudźiego. Mieliśmy
możliwość odwiedzić duchowego przywódcę aszramu w jego
prywatnych pokojach i otrzymać prasad. Gurudew stał blisko
starszego Swamiego, przed którym staliśmy wcześniej. Byłam
odrobinę zdenerwowana i niepewna jak powinnam się zachowywać.
Matadźi przede mną skłoniła się nisko przed Gurudźim, o czym nie
pomyślałam. Byłam więc wdzięczna za to przypomnienie i skłoniłam
się nisko przed Gurudźim, a następnie w kierunku duchowego
przywódcy aszramu.
Na zewnątrz znów stałam przed
matadźi, która była przede mną w kolejce i słyszałem Gurudewa, mówiącego stanowczo i czule, że oni nigdy nie kłaniają
się przed innym mistrzem, guru, świętym etc. – jedynie przed ich
własnym guru. To jest tak, jakby go obrazić, chyba że to Guru
poleci nam tak zrobić. Ta wiadomość była bardzo szybko przekazana
do uczestników pielgrzymki, wliczając w to mnie i wielu innych. Wszyscy
byliśmy szczęśliwi z tej ważnej lekcji, w której następstwie był
cudowny satsang ze Swamini Mohini oraz Swamini Kishori po południu
na plaży.
0 komentarze :
Prześlij komentarz