To już dziewiąta relacja z pielgrzymki do Indii, jaką odbyła grupa pielgrzymów pod przewodnictwem Śri Swamiego Vishwanandy w grudniu 2014r. Relację z każdy dzień pielgrzymki napisał inny uczestnik:
Rozpoczął się mglisty i chłodny poranek w górach
Ooty. Po śniadaniu wyruszyliśmy w 150 kilometrową podróż do
Mysore, krainy drzewa sandałowego. Pomimo że podróż odczuwaliśmy
jako długą, trasa była raczej widokowa: zjazd z gór poprzez
wijące się indyjskie drogi.
Po około dwóch godzinach podróży przejechaliśmy
pod bramą oznajmiającą: „Rezerwat tygrysów w Bandipur”. Nasze
oczekiwanie wzrosło i wszystkie oczy były skierowane w stronę
lasu, wszyscy mieliśmy nadzieję zobaczyć jakieś egzotyczne
zwierzęta.
„Małpa!” krzyknął ktoś ze środka autobusu,
zwolniliśmy na tyle, aby zrobić kilka ładnych zdjęć naszymi
komórkami, ludzie mówili o Hanumanie i znowu przyśpieszyliśmy w
poszukiwaniu tygrysa! Przejechaliśmy następnych kilka kilometrów i
następny okrzyk rozległ się w autobusie: „Słoń!”.
Zatrzymaliśmy się znowu i była mowa o tym, aby wysiąść z
autobusu, aby podejść bliżej i zrobić lepsze zdjęcie. Ale w
końcu zdecydowaliśmy tego nie robić, ze względu na bliskie
zagrożenie tygrysów! Koła autobusu zaczęły się kręcić; znowu
posuwaliśmy się do przodu. Widzieliśmy jeszcze kilka słoni i
jeleni, ale opuszczaliśmy rezerwat bez widoku na żadnego tygrysa ...
Zostaliśmy zaproszeni na lunch do domu matki jednej z
wielbicielek. Przyjęli nas z otwartymi ramionami i natychmiast po
przybyciu Gurudźiego został wykonany abhiszekam na Jego stopach i
podarowano Mu girlandy z kwiatów.
Na obiad zjedliśmy kilka niesamowitych dań
indyjskich, używając jako sztućców naszych rąk i liści bananowych
jako talerzy. Kiedy nadszedł czas, aby odjechać i udać się w
podróż do następnej świątyni, wszystkie kobiety zostały
obdarowane pięknie haftowanymi szalami, które Swami pobłogosławił
przed ich wręczeniem.
Zorganizowano dla nas specjalną pudźę w
słynnej świątyni Śri Ćamundeśwari na szycie wzgórza z widokiem
na Mysore.
Podczas podróży do świątyni rozeszła się
wiadomość, że ludzie z Zachodu nie będą mogli wejść do
świątyni. Kiedy przybyliśmy jakoś ta zasada została nagięta
i kiedy pokazaliśmy się w świątyni, to nie tylko pozwolono nam do
niej wejść, ale potraktowano nas jak VIP-ów! Zostaliśmy
wprowadzeni od razu na przód kolejki i powiedziano nam, żebyśmy
poczekali, dopóki odbędzie się pudźa na murti Ćamundy. Później
musieliśmy uważać na liczne małpy, które wspinały się po
świątyni i gotowe były spaść w każdej chwili!
Jaskinia obok świątyni Ćamundeśwari
Po spędzeniu dość długiego czasu w świątyni,
udaliśmy się do jaskini, gdzie jak się głosi, przebywał święty
żyjący ponad 350 lat. Swami powiedział nam, kiedy weszliśmy do
jaskini, że to jak wejście w całkiem inny wszechświat. Zeszliśmy
w dół wzgórza i zaraz na zewnątrz jaskini świętego leżał
olbrzymi Nandi. Kiedy weszliśmy przez małe, wąskie wejście do
jaskini, wszyscy zauważyli, że jest tam silna energia i bardzo
wysoka wibracja, niektórzy z nas tam zostali, aby wchłonąć wszystkie
dobre wibracje.
Nandi, wahana czy pojazd Pana Śiwy.
Kiedy wyszliśmy ze świątyni na duży plac, który
przemienił się w jarmark, zostaliśmy zaatakowani przez
sprzedawców, próbujących namówić nas do kupna wszystkiego: od
małych, drewnianych murti Ganeśy po obrazy bóstw. „Nie” to
nie jest słowo, jakie posiadają w swoim słownictwie, i im bardziej
staraliśmy się ich uniknąć, tym bardziej namawiali nas do kupna
jakiegoś towaru.
Kontynuując naszą podróż, mieliśmy w planie
odwiedzić jeszcze dwa aszramy przed udaniem się z powrotem do
hotelu. W pierwszym aszramie, ludzie z zachodu znowu nie mieli
pozwolenia na wejście, ale tak jak wcześniej, po rozmowie Swamiego
z kilkoma osobami i po zadziałaniu Jego magii, dali nam „Okay”,
aby wejść do aszramu Nanjunanandy. Pochodziliśmy trochę wkoło i
otrzymaliśmy darszan w miejscu, gdzie wielki święty wszedł w
mahasamadhi. W mgnieniu oka opuściliśmy ten aszram i znaleźliśmy
się w następnym.
Śri Ganapathy Saććidananda
Naszym ostatnim przystankiem w tym dniu był aszram Śri
Ganapathy Saććidanandy, który dostarczył nieoczekiwanej, cennej
chwili. Na szczycie pierwszej świątyni zobaczyliśmy olbrzymie
murti Hanumana, które od razu zostało zestawione z pomarańczowym ubiorem Swamiego. Gurudew otrzymał gorące powitanie ze strony
rezydentów aszramu, którzy podarowali Mu pomarańczowy szal,
uzupełniony girlandą z kwiatów. Powstał cudowny nastrój i święte
miejsce w świątyni stało się radosną chwilą z bhadźanami.
Śpiewanie było zaraźliwe i daliśmy się wciągnąć w głębokie
dźwięki boskich imion.
Pomimo że na początku tylko śpiewała nasza grupa,
wibracje bhadźanów szybko przyciągnęły tłum uczniów chętnych,
aby dołączyć do śpiewu z nami.
Żyliśmy i czuliśmy nabożną energię razem i w tym
momencie sala rozbrzmiewała łączącą siłą bhakti (oddania). Jak
pszczoły do miodu, grupa młodych wielbicieli przybyła, aby pokazać
ich miłość i uznanie przebywania w obecności Gurudewa.
Kiedy zeszliśmy ze sceny, ta czarująca grupa studentów otoczyła Swamidźiego kłaniając się do Jego stóp, prosząc o
zdjęcia i wyrażając swoją miłość, i radość wokół Niego.
Gurudźi następnie został zaproszony, żeby wejść do
środka i pomóc w przygotowaniu arati. Zasłony się zamknęły
i chociaż nie widzieliśmy więcej Swamidźiego, ciągle jeszcze
wibrowaliśmy od bhadźanów, które właśnie miały miejsce.
Ceremonia dobiegła końca i nadszedł czas naszego powrotu do
hotelu.
Po następnym spędzonym dniu, otoczeni boską energią,
którą ofiarował nam Swamidźi, nasze serca były całkowicie
spełnione.
Dziękuję wszystkim za to doświadczenie życia.
0 komentarze :
Prześlij komentarz