niedziela, 8 czerwca 2014

Pielgrzymka do północnych Indii ze Sri Swamim Vishwanandą, dzień 8


Paartha pisze:

Czwartek, 29 maja

Pierwszą świątynią, jaką zwiedziliśmy była świątynia Bagalamukhi. Bagalamukhi oznacza "mająca głowę żurawia", jak również "oblicze mądrości". Jest ona jedną z dziesięciu bogiń Mahawidja. Wielbiciele modlą się do niej o zwycięstwo (w bitwie lub sprawach sądowych), o ochronę przed plotkami i ogólnie przed wrogami. Jednak bogini zaprowadza sprawiedliwość tylko, jeśli wielbiciel na to zasługuje. Może ona również zmienić kierunek rzeczy na przeciwny. Jest ona tą siłą wszechświata, która wnosi równowagę, dobre staje się złym, złe staje się dobrym itp, tak aby w efekcie końcowym wyprowadzić wielbiciela ponad przeciwieństwa, ponad dualność, do Boga. Ogólnie podkreśla się, że aby wykonywać jej sadhanę należy uzyskać odpowiednią inicjację przez Guru.


Wszystko w świątyni ma kolor żółty, jest to bowiem ulubiony kolor Bagalamukhi. Ubrania wielbicieli oraz kapłanów są również żółtego koloru. Gurudżi zauważył, że ten żółty kolor rozświetla bardzo świątynię. Bóstwo Bagalamukhi zostało tam zainstalowane przez samego Pana Ramę, czyli bardzo dawno temu. Modlił się on tutaj do Dewi o zwycięstwo w bitwie, gdy wyruszał, aby odzyskać Sitę. Bagalamukhi podarowała mu potężną broń zwaną "Brahma Astra", przy pomocy której zabił on Rawanę.
Interesującym jest fakt, że również syn Rawany, Megnath, odbywał tu pokutę poprzez rozpalenie 1000 jagn, modląc się do Nilamba Dewi o zwycięstwo. Jednak Lakszmana i Hanuman powstrzymali go, tak więc ofiara nie została ukończona.
Mieliśmy darszan Dewi, a jeden z kapłanów był tak uprzejmy i zrobił dla nas jej zdjęcie z bliska przy pomocy telefonu Gurudżiego:


A tak zazwyczaj się ją przedstawia - trzymającą język wroga (demona) w jednej ręce, uciszając go, oraz maczugę w drugiej.


Z tyłu świątyni, kilka stopni poniżej, znajduje się kolejna, mniejsza świątynia, w której przechowywany jest Sziwa Lingam. Lingam ten został umieszczony tutaj 5000 lat temu przez Pandawów. Gurudżi i pozostałe osoby złożyły pokłon Sziwie.


Kontynuowaliśmy naszą podróż i jakąś godzinę później przybyliśmy do świątyni Czintpurni. Bóstwo tej świątyni nosi nazwę "Czinna Mastika". Bogini ma tutaj formę pindi (formacji skalnej). Mówi się, że tutaj upadła część stóp Sati. Świątynię ufundował wielbiciel bogini imieniem Majidas. Był on najmłodszym z trzech braci, a jego ojca znano jako wielbiciela Durgi Dewi. Ponieważ Majidas nie interesował się rodzinnym biznesem i zaniedbywał go, jego bracia wykluczyli go z niego. Wcale się tym nie zmartwił, ponieważ dzięki temu zyskał więcej czasu na oddawanie czci Bogini. Pewnego dnia wybrał się pieszo do swoich teściów. Po drodze zatrzymał się, aby odpocząć pod banyanem (drzewo o bardzo dużych liściach). Kiedy spał, przyśniła mu się bogini pod postacią młodej dziewczyny, emanującej wielkim blaskiem i chwałą. Zaleciła mu, aby w tym właśnie miejscu wybudował świątynię. Gdy się obudził, wyruszył w dalszą podróż, ale wciąż rozmyślał o swoim śnie. Gdy wracał od teściów zatrzymał się przy tym samym drzewie i modlił się intensywnie do Dewi, aby wyjawiła mu swoje plany. 

Nagle wszystko dokoła wypełniło się boskim światłem i Bogini ukazała się mu siedząc na tygrysie. Powiedziała mu, że jest obecna pod tym drzewem w postaci pindi (formacji skalnej) od niepamiętnych czasów i nakazała mu, aby wybudował świątynię i ją tutaj czcił. Majidas odparł, że przecież jest słabym, wystraszonym i niewykształconym człowiekiem, dlatego wątpi, że mógłby czegoś takiego dokonać, tym bardziej, że w miejscu tym nie ma nawet wody. Dewi pobłogosławiła go i zapewniła, aby się nie martwił i sprawdził pod którymś z dużych kamieni, a znajdzie pod nim wodę. Zapewniła go również, że zarówno on, jak i wszyscy jego potomkowie będą mieli wyłączne prawo do wielbienia jej w tym miejscu i że zawsze będzie się o nich troszczyć. Po tym, jak ukazała mu się Durga, Majidas stał się kompletnie nieustraszony i pełen ekstatycznej miłości dla bogini.


Majidas podszedł do pierwszego dużego kamienia, jaki znalazł, obrócił go i spod spodu wytrysnęła woda. Natychmiast rozpoczął budowę świątyni. Jest ona w tym miejscu aż do dziś i można w niej oglądać ów kamień.


Czinnamastika Dewi jest zazwyczaj przedstawiana jako stojąca na kochającej się parze. W ręku trzyma miecz i właśnie odcięła sobie głowę. Z jej szyi wytryskują dwa strumienie krwi i "karmi" nimi swoje dwie towarzyszki, dwie joginie Adżaj i Widżaj (które zgodnie z opowieścią poprosiły ją o pożywienie, ponieważ były głodne). Z szyi tryska również trzeci strumień - strumień mleka, i karmi nim samą siebie. Fakt, że stoi ona na parze można symbolicznie powiązać z twórczą energią kundalini, dwa strumienie krwi reprezentują dwa kanały nadi "idę" i "pingalę" (kanały energetyczne), które bogini karmi, ponieważ są głodne (symbol wiecznie "głodnej" dualności). Biały strumień mleka reprezentuje "szuszumnę" (główny kanał energetyczny), co symbolizuje zatrzymanie twórczej energii wewnątrz i karmienie samej boskiej matki (reprezentującej niedualność, jedność).


Atmosfera tego miejsca była szczególnie spokojna. Niestety nie mieliśmy więcej czasu na pobyt w tej świątyni, ponieważ w tym dniu czekała nas jeszcze dalsza droga.


Zjechaliśmy teraz z terenu górzystego na równiny i dotarliśmy do stanu Pendżab. Interesujące było to, że jak tylko wjechaliśmy do Pendżabu, wszystko wokół zdało się być bardziej czyste i lepiej zorganizowane, niż w poprzednio odwiedzanych miejscach. Nie zostaliśmy jednak w Pendżabie długo, wkrótce wjechaliśmy ponownie do stanu Himachal Pradesz i w końcu dotarliśmy do celu naszej podróży - Naino Dewi, znajdujące się na szczycie wzniesienia. Tam zameldowaliśmy się w naszym "hotelu", a właściwie aszramie. Po zeskrobaniu kredy z głowicy prysznica, nawet udało się wykąpać, co na prawdę bardzo nam się przydało w ten gorący dzień.


Wieczorem, krótko po przybyciu na miejsce, udaliśmy się do świątyni, która znajdowała się bardzo blisko. Świątynia Naino Dewi jest miejscem, w którym upadły na ziemię oczy Sati. Jest ona tam obecna w formie pindi. Mieliśmy darszan bogini i dowiedzieliśmy się, że jest ona smarowana pastą sandałową dwa razy dziennie, a wieczorem kładziona do łóżka, podobnie jak robią to w świątyni Dżwalamukhi. Po darszanie główny kapłan oprowadził nas po świątyni.


Powiedział nam, że czasami płomień Dżwalamukhi "przybywa" do Naino Dewi i wówczas ponad dachem świątyni widoczny jest niebieski ogień. Jeśli ktoś dotknie tego płomienia, nad jego palcami pojawia się pięć małych płomieni, które go w ogóle nie parzą. Kapłan stwierdził, że widział to na własne oczy.
(więcej na ten temat można przeczytać tutaj: http://www.3marg.info/pilgrimages/maa-jwalaji-temple/9forms-jwala-maa.shtml)


Gurudżi zapytał, że można dostać trochę pasty sandałowej znajdującej się na murti. Kapłan odparł, że NIGDY NIKOMU nie podarował tej pasty. Ale dodał, że z jakiegoś niejasnego powodu czuje potrzebę, aby dać jej trochę Gurudżiemu. W tym momencie było widać tak wiele miłości i oddania w jego oczach, było to doprawdy wzruszające, jak bardzo jest jej oddany i jak ją "chroni". A jednak mając styczność z Gurudżi poczuł, że życzeniem Boskiej Matki jest, aby podarował mu trochę pasty sandałowej. Niektórzy z nas siedzieli przez kilka minut pod drzewem pipal. Swami powiedział, że efekty sadhany tego, kto medytuje pod takim drzewem są setki razy mocniejsze. Wkrótce potem wzięliśmy udział w aarti i ceremonii kładzenia Ma do snu.


Miło jest obserwować reakcje miejscowych ludzi na widok białych wisznuitów odwiedzających ich Shakti Peeths. Wielu z nich nie widziało żadnych wisznuitów zwiedzających te świątynie, a co dopiero "białych" wisznuitów! Często zdarza się, że jesteśmy proszeni o wspólne zdjęcie z miejscowymi bądź innymi wielbicielami Dewi. Pokazuje to nam, jak bardzo ścieżka bhakti wykracza ponad podziały na narody i tradycje, ponieważ bhakti jest obecne wszędzie. 
Uszczęśliwieni powróciliśmy do aszramu na obiad.


(Tego wieczora miał miejsce kolejny satsang Swamiego Vishwanandy. Paartha pospisywał, o czym była mowa i tę relację umieścimy w kolejnym poście).

0 komentarze :